W ogrodzie botanicznym we Wrocławiu byłam ostatnio jakieś 10 lat temu, kiedy to chciałam pokazać Kostii (mojemu mężowi) kochane miasto. Przez całe życie mieszkałam niedaleko, ale nigdy nie miałam okazji odkrywać Ogrodu w ten fotograficzny sposób. Stało się to dzięki Asi i Kubie, którzy wybrali właśnie to miejsce na swoją sesję poślubną. Tam się zaręczyli… więc czy mogło być lepiej? :) Było emocjonalnie podwójnie! Nie dość, że wszyscy jeszcze mieliśmy wspomnienia ze ślubu to jeszcze dochodziły te, związane z zaręczynami, więc wszystko pięknie się komponowało. To jak Asia i Kuba potrafili wyrażać swoje uczucia w gestach, spojrzeniach, dotyku nie da się opisać słowami! Tak sobie myślę, że na sesję plenerową warto się zdecydować, kiedy rzeczywiście w głębi duszy się tego chce, kiedy macie swoje szczególne miejsce, do którego chcielibyście wrócić razem, kiedy są uczucia, którymi chcielibyście się dzielić i dzielić, kiedy te emocje po prostu aż kipią i mogą wybuchnąć właśnie na sesji plenerowej, na której mamy wiele czasu, luz i jesteście sami dla siebie. Ale nie każdy musi tego chcieć i to wcale nie jest źle czy dobrze, po prostu każdy jest inny! Czasem te 20 minut krótkiej sesji podczas ślubu to idealny czas dla Pary Młodej, ich czas. Ja jestem z Wami w każdym momencie – tych dłuższych spacerów i tych krótkich, często spontanicznie urwanych chwil.
Zapraszam Was do oglądnięcia całej historii Asi i Kuby, która zakończyła się… smacznie :)