Przyznam, że Lucyna i Wojtek trochę mnie zaskoczyli. Jechałam do nich, aby zrobić im po prostu sesję, a okazało, się, że w międzyczasie doszło do zaręczyn… przypadek? Nie sądzę ;) Z Lucyną znamy się od dawna z biegów na orientację, Wojtka poznałam już później (oczywiście też w lesie :). Oboje super się dopełniają i wspierają. Lucyna profesjonalnie zajmuje się orienteeringiem w Szwecji i znajduje bardzo duże oparcie w Wojtku, który ją motywuje (do góry łeb! :), klei, rozciąga no i w ogóle po prostu jest. Po przeczytaniu Ekonomii Miłości stało się zrozumiałe, że Lucynie zostało w tej sytuacji bycie ogarniaczem domu, ale podczas pobytu u nich czułam, że każdy spełniał się w swojej roli. Dla mnie osobiście był to bardzo inspirujący czas. Patrząc na nich mogłam się upewnić jeszcze bardziej, że trzeba robić swoje. Nie tracić czasu na pierdoły, nie myśleć o tym, że wokół nas codziennie odbywa się wyścig szczurów – robić to, co się kocha i robić to po swojemu. A jeżeli kiedyś o tym się zapomni, warto przywiesić sobie karteczkę na ścianie, która będzie ciągle dźwięczała w głowie ;) A sesja? Chyba jest podsumowaniem wszystkiego, o czym napisałam wyżej. Był śmiech, miłość, pocałunki, gesty, było naturalnie i na luzie. Lucyna i Wojtek nikogo nie udawali, wzięli swoje ulubione bluzy, które sobie razem kupili oraz dresy (one też ich połączyły), włączyliśmy dobry beat i kadry same zaczęły płynąć w rytm muzyki. Dziękuję kochani!!!
Jeżeli tak jak ja lubicie skandynawskie klimaty i marzy Wam się sesja w Szwecji, dajcie mi znać :)