Stresowałam się niesamowicie! No bo jak się nie denerwować, kiedy na swój własny ślub zaprasza Cię fotograf… Krystian (tutaj koniecznie klik :) i jego nie mniej utalentowana narzeczona, obecnie już żona :D Zosia <3. Rozumiecie!? Poziom stresu wzrósł, kiedy dowiedziałam się, że większość zaproszonych bliskich to artyści i oczywiście fotografowie. No i co… co mój organizm zrobił na 3 dni przed ich ślubem? Zafundował mi niezłą karuzelę żołądkową (takie tam jelitówki…). Naprawdę byłam bliska szukania zastępstwa na ten dzień, ale jak tylko poczułam się minimalnie lepiej – zmobilizowałam ciało i pojechałam. Jak mogłoby mnie tam nie być! Przeżyłam dzięki ich wsparciu i wyrąbanej w kosmos adrenalinie ;) Dobrze, koniec o mnie. Wszystko działo się w magicznym miejscu – Przyborowo 11. Jak piszę “magiczne”, to nie nadużywam tutaj tego określenia – jechaliśmy 20 minut przez las, aby znaleźć tę ostoję spokoju, gdzie Pani Karolina powołała do życia, na nowo, dom z jej historią. Kwiaty, dekoracje, przystrojenie stołów – to praktycznie wszystko zasługa samych Młodych oraz ich bliskich. Przygotowania rozpoczęły się dosyć powoli, Zosia jeszcze nawet zdążyła zrobić przebieżkę ;) Z upływem czasu wszystko nabierało tempa, ale mimo wszystko – dalej bez spiny. Nie było żadnego sztywnego planu, to było moje pierwsze wesele na którym tort wjechał po północy, a DJ ani razu nie przestał zapuszczać setów – ciągła impreza! Wiele rzeczy zaskakiwało również samą Parę Młodą :D Mówię tutaj o zadaniu, które przygotowali dla nich rodzice… Zosia i Krystian mieli odegrać improwizację wykorzystując przedmioty, które od nich dostali – tak, tak, to ten moment, kiedy Krystian zakłada Zosi buty do flamenco :D No kto mógłby tak zaszaleć, tylko oni! Za dużo opowiadam? Dokładnie, zdjęcia lepiej oddadzą tę historię. Zosia, Krystian dziękuję. Wy wiecie <3
Czy Wy również jesteś fanami takich szalonych wesel i właśnie tak chcielibyście, aby wyglądały Wasze zdjęcia ślubne? Fotografie na luzie, bez spiny, odjechane i z przymrużeniem oka? Jeżeli odpowiedź brzmi TAK – dajcie mi znać :) o TU
P.s. jeżeli zastanawiacie się, kto odpowiada za te piękne czerwone usta (i nie tylko ;) to sprawka Marysi Ciernioch.
Jak zawsze u Agaty, cudowny reportaż, dzięki któremu można poczuć się jakby samemu się było na tym weselu… 😊 Dynamika, luz i mega dużo optymizmu bije ze zdjęć 😊
Dziękuję Aniu :* przeeeepiękne słowa :))