Norweski ślub Mai i Johna – zajawka

Z Mają znamy się z biegu na orientację, zresztą dawno temu miałam też przyjemność być fotografem na ślubie jej brata. Maja ma 4 rodzeństwa, niesamowitą rodzinę, która ją ukształtowała i wpoiła pasję do odkrywania świata. Na horyzoncie pojawiła się Norwegia, Trondheim i… John. John z kolei urodził się w Australii, ale jego korzenie są z Chin. Niesamowita mieszanka, ale nie wybuchowa, bardzo spokojna, z własnym oryginalnym światem – John i Maja. Zaprosili swoją rodzinę i przyjaciół z całego świata, aby celebrować swój ślub w norweskim Bergen – mieście, w którym pada 231 dni w roku, ale na ich ślub zaświeciło słońce! Pewnie jesteście ciekawi, jak wygląda taki ślub w Norwegii. Otóż uroczystość była w kościele katolickim, gdzie księdzem był niezwykle zabawny Filipińczyk. Następnie wg tradycji, mieliśmy 2 godziny na sesję, a goście mogli pojechać do domu przygotować się na wesele. Impreza odbyła się w Klubie Wioślarskim (!). Wszystko wg ścisłego harmonogramu ;) Zdjęcia grupowe, chińska ceremonia picia herbaty, następnie przemowy przeplatane posiłkami i dopiero o 22 zaczął się rozgrzewać parkiet – pierwszym tańcem Johna i Mai. A później, to tak jak u nas, młodzi szaleją a toasty się mnożą ;) Ufff, swoją pracę skończyłam o północy, a cała balanga trwała do 1.30.

A jak ja się znalazłam w Bergen? Bo to też ciekawa opowieść. Przemierzyłam drogę z Wrocławia do Gdańska, później dzielnie wytrzymałam 1,5 godziny w samolocie (a boję się latać!). Z lotniska Bergen godzinkę drogi do centrum szybkim pociągiem i chwilę przed 12 w nocy zostało mi do przemaszerowania 1,5 km w mocnym deszczu z 3 torbami. Czy całą tę wyprawę odchorowałam? Oczywiście… Czy było warto? 1000 x tak!!! Zapraszam Was do obejrzenia zajawki reportażu ślubnego Mai i Johna :)

SHARE THIS STORY