Znacie te sceny z filmów, gdzie bohaterowie wspinają się po ścianie, dokładając wszystkich sił, a okazuje się później, że owa ściana była wysokości małego murka? :) Ten obraz kojarzy mi się z sesją ślubną Madzi i Bartka, a dlaczego, to zaraz Wam opowiem… Spotkaliśmy się w tygodniu, dzień był tak upalny, że kierownica w aucie nie dawała się dotknąć od gorąca, ale udało się, dojechaliśmy. Plan był taki – spacer po Książańskim Parku Krajobrazowym i dotarcie do ruin zamku. Madzia dzielnie przemierzała leśne ścieżki w szpileczkach (chociaż buty na zmianę też były :) trzymając się blisko Bartka, za rękę. Zatrzymywaliśmy się, aby wychwycić najpiękniejsze światło, które wyglądało do nas zza drzew. Pośród skał, konarów, nad przepaściami. To była bardzo ciepła, spokojna, romantyczna sesja z nutką tajemniczości. No właśnie… a propos tajemnicy… to tajemnicą dla nas pozostanie droga dotarcia do ruin :) Jak zobaczycie niżej, żadnego zamku nie było. Pomimo szczerych chęci, mapy (zapomnijcie, że biegam na orientację ;), zamek oddalał się od nas, mimo iż myśleliśmy, że jest inaczej :) Po długim spacerze nad krawędzią wąwozu postanowiliśmy wspiąć się na górę i zobaczyć, gdzie jesteśmy. Okazało się, że daleko nas nogi nie poniosły (chociaż wydawało się, że czasoprzestrzeń się zagięła). Ku naszemu zdziwieniu znaleźliśmy się w samym centrum Książa, tam, gdzie zaczynaliśmy :) Zdaliśmy się na los, jeżeli tak miało być – kontynuujemy! Dzięki temu weszliśmy w nieznane dla nas ścieżki, odkryliśmy przepiękną stadninę koni i załapaliśmy się na niesamowite promienie słońca. Chodźcie ze mną, zaprowadzę Was tam :)
Jesteście ciekawi, ile kosztuje sesja ślubna i reportaż ślubny? Dajcie mi znać, chętnie podeślę Wam ofertę ze szczegółami :)