A tam wyjątkowe, wszystkie są wyjątkowe… pewnie myślicie po cichu. A jednak, ja wspominam je szczególnie, bo oprócz głównych bohaterów – Moniki i Maćka, byli też mniejsi super bohaterowie – dzieci Macieja i wszystko tak pięknie się przenikało – szalony świat dorosłych i spontaniczna kraina dziecięcych wybryków. W ogóle było dużo luzu i spontanu. Początkowy plan był taki, że cały ślub zostanie zorganizowany w Zajeździe pod Kasztanami. Jednak przez to, że nagle otworzyła się możliwość organizacji imprez po sezonie zachorowań na covid, wrocławscy urzędnicy byli wręcz rozchwytywani. I w taki oto sposób zabrakło terminu dla Moniki i Maćka. Ale nasi nieustraszeni Młodzi nie poddali się, dlatego sama ceremonia zaślubin odbyła się ostatecznie w pobliskim Jelczu-Laskowice, w przepięknym Urzędzie Miasta, koło którego udało nam się jeszcze zrobić krótką sesję ślubną. Idealnie udało się wykorzystać czas i przestrzeń, wiecie, to w końcu ja – mistrz organizacji ;)
W Zajeździe pod Kasztanami przywitało nas genialne słońce, a później spadł ulewny deszcz, który poniekąd podkręcił wibracje na parkiecie :D To był dzień totalnie na luzie, widać było, że Monika i Maciek chcieli celebrować, bawić się! Nie planowali oczepin, ani innych specjalnych punktów dnia, po prostu impreza na maxa :) Ja byłam z nimi do 22 (tak, tak też można ;) i miałam tyle materiału, że okrojenie go zajęło mi niemało czasu haha. Zobaczcie, jakie perełki wybrałam dla Was :)) Chwyćcie mnie mocno za rękę, jedziemy razem do krainy Agaty z Dobrego Światła, wohoooo!